CZILAŁT RUM

Otworzyła zeszycik do języka angielskiego. Miała się uczyć na prace klasowa z romantyzmu ;3 Położyła się wygodnie na kanapie a nagie nogi zarzucila na oparcie. Paznokcie u stóp miala pomalowane na czerwono, o.

oj nie mógł się skupić no. zamknął więc książkę i zeszyt i podszedł do okna. Otworzył je, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów black devil. i zaczął palić uważając by czujniki dymu nie miały szansy owego wyczuć.

- Zgaś to świństwo. Śmierdzi - mruknęła wpatrujac sie w krzywe literki zeszytu. Nie lubila jak ktos palil w jej towarzystwie chociaz nie przeszkadzalo jej to, ze sama palila ja smok

- idź donieś. albo w ogóle wyjdź - wzruszył ramionami i głęboko się zaciągnał. wypuszczając dym robił nawet kółka, był wkurzony na wendy, ale i na siebie za to, jak się wtedy do niej odniósł. ale stwierdził również, że ma dosyć bycia frajerem. skoro ona go za takiego uważa, nie miał zamiaru silić sie na grzeczność.

- Nie mam zamiaru wychodzić z miejsca, które nie należy do Ciebie! - zamknęłą głośno zeszyt i wstala z miejsca a szorty zsunely sie z jej cudego tylka ukazujac koronkowe majtki. Zabrala mu papierosa wypalonego do polowy i zgasila brutalnie na parapecie.

- mam jeszcze całą paczkę - otworzył jej ją przed nosem ale zaraz zabrał, żeby mu nie próbowała zabrać czy coś.
- poza tym masz fajne majtki. nawet bardzo. - i odpalił sobie nowego papierosa. był jeszcze bardziej wkurzony.

- Tak. Wiem. Że fajne. - spojrzała na swoje majtki ale nie zamierzała podciagnac szortow, bo niby po co. Jak mu cos nie pasuje to niech nie patrzy. Zabrala mu znowu papierosa i znowu zgasila tylko tym razem uprzednio sama sie zaciagnelam - Do jasnej cholery przestan mi robic na zlosc!

- to ty mi robisz na złośc, zresztą byłem tu pierwszy - mówił akcentując każde słowo. w sumie nagle jego twarz znalazła się tuż przed jej nosem.
- i nie jestem frajerem, wendy. nie dlatego że ci do cholery chciałem pomóc.

- Wiesz co? Doskonale dam sobie rade sama! Nie potrzebuje twojej pomocy. Jest mnostwo matematykow w tej szkoly, ktorzy chetnie mi pomoga i tak... NIE SĄ TAKIMI FRAJERAMI JAK TY - powoli i dobitnie wypowiedziala ostatnie slowa kladac dlnie na biodrach. Tak wojowniczo.

- o kim mówisz? o Samie? albo Luke'u? gardzisz nimi, jeszcze bardziej niż mną. A powiem ci coś, żaden z nich nie zniósłby by twojego towarzystwa dłużej niż pięć sekund. zapytaj swoich kolegów do łóżka jak się liczy sinus kąta alfa, jestem pewien że wytłumaczą ci to w kontekście pozycji na jeźdźca. - powiedział praktycznie na jednym tchu i schował zapalniczkę do kieszeni.

Patrzyla na przez chwile prosto w jego rozwscieczone oczy. Nie mogla wydusic z siebie slowa, wiec musiala sie zastanwoic co powiedziec dalej.
- Mylisz się. Gardze toba bardzziej niz nimi. Nie wierze, ze mogli by mnie nazwac debilka! Tak nie zachowuje sie facet z klasa! - wykrzyczala mu w twarz - Poza tym moi faceci do lozka sa bardziej inteligentni niz myslisz. Sądzę, że znasz Aarona, tego olimpijczyka matematycznego? - uniosła brew - Zreszta co Ty mozesz wiedziec o mnie i moicg facetach! Pieprz sie! Twoje lozko za to swieci pustkami! - tupnela noga i odwrocila sie do niego plecami by nie mogl dostrzec ile wysilku ja to kosztowalo. Miala dosc, ze wszyscy uwazaja ja za idiotke i dupodajke xd

xd
- nie możesz mnie winić za to, że a) nie idę do łóżka z każdą pierwszą lepszą i b) ze nie chcę się zarazić jakimś syfem, dosyć się nasłuchałem u Willis na biologii. nie wiesz, co wszyscy o tobie mówia? w każdej plotce jest ziarno prawdy. ja przynajmniej nie daję ludziom powodów do uważania mnie za dupodajkę. zresztą byłoby ciężko, bo facetów jakoś się za to nie wini - co osobiście uważał za złe podejście, bo dziewczyny też mają prawo do seksu. ale nie zamirzał teraz tego mówic.

Odeszła bez słowa kilka kroków w s tronę kanapy na której zostawiła zeszyt. Milczała. Wzięła kilka głębokich odechów i podeszłą do kominka by ogrzać swoje zmarznięte nogi a po policzku poplynela jej lza, ktorej ed nie mogl zauwazyc. TO byla oznaka slabosci. A ona nie byla slaba. Przynajmniej nie chciala tego po sobie pozanc.
- Z plotka sie nie wygra - powiedziala glebokim, beznamietnym glosem - Po pierwsze lubie seks, po drugie nie sypiam z pierwszym lepszy. To wszystko.... to bzdury, po trzecie zabezpieczach sie a po czwarte nic Ci do tego. To nie twój pieprzony interes! - wykrzyknela ostatnie zdanie. Chciala aby sobie poszedl. Zniknal z jej oczu by mogla sie wyplakac w samotnosci

- może zasługujesz na więcej? - zapytał ją dosyć cicho, wiedział że zrobił jej wielką przykrość. - może nie musisz być kozłem ofiarnym tych wszystkich kretynów którzy jak tylko się odwrócisz zastanawiają się jakby tu coś rozpieprzyć? nie jesteś głupia wendy.

Pomyślałą, że dobrze wiedzieć, że nie jest az taka idiotka. Kiedys te wzystkie bzdury puszczala mimo uszu. Wszystko to dopki nie zaczeli jej wmawiac, ze nie jest normalna. Trwalo to tak dlugo, az w koncu im uwierzyla.
- Wcale tak nie myslisz. - żachnęła się. - Nie potrzebuje twojego współczucia Edwardzie,

- może i nie potrzebujesz, ale nie zmienisz przez to faktu jego istnienia. - odpowiedział chyba dosyć trafnie. właściwie to tak, współczuł jej. wolał być sobą, z którego szydzi pół szkoły, ale pewnym swojej wartości niż kims, z którym każdy chce gadać, ale nie ma szacunku do samego siebie.

Odpowieziała skinieniem głowy. Przeczesla palcami wlosy i odwrocila sie do niego przodem ukazujac zarozowione policzki i czerwone oczy, do ktorych naplywaly lzy.
- Żegnaj. - powiedziała cicho - Naprawde nie musisz mi wspolczuc. Jest dobrze - dokonczyla i obciagnela tiszert by nie bylo widac jej nagiego brzucha i czarnych majtek. Ale wcale jeszcze sobie nie poszla

złapał ją za nadgarstek, bo zobaczył że płacze. nigdy jeszcze nie doprowadził kobiety do płaczu, był na to jednak za dobrze wychowany.
- wendy, płaczesz? - przyciągnął ją bliżej siebie żeby spojrzeć jej w oczy. - płaczesz. tak strasznie cie przepraszam... puścił jej rękę i skrył twarz w dłoniach. chyba go to przerosło. poczuł się jak własny ojciec, będziemy wracać do tematu brzydkiego, niedobrego taty.

Pokrecila energicznie glowa sprawiajac, ze wlosy wczesniej zwiazen w lekki kok opadly jej bezwladnie na ramiona.
- Nie. TO nie Twoja wina. Może po prostu powiedziałeś mi prawde. Doceniam to. Przynajmniej wiem co sobie teraz o mnie myslisz - dokonczyla lamiacym sie glosem po czym odchrzaknela i szybko otarla lzy blakajace sie po policzkach

najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, ze tak na prawdę jego uczucia do niej były zupełnie inne.
- tak czy inaczej płaczesz, a to się nie powinno stać. - uznał, że teraz nie zrobi jej różnicy czy zapali i zgodnie z tą myślą wyjął sobie papierosa. a potem dodał - albo co myślą o tobie inni.

- TO akurat wiedzialam wczesniej. Jestem tego swiadoma, chociaz to piekielnie boli - zasmiala sie nerwowo - Byc moze wlasnie dlatego twoje slowa wywolaly u mnie ten zalosny placz. - pokrecila glowa z dezaprobata i polozyla dlon a jego ramieniu - Wiec nie mozesz sie obwiniac. TO nic , to błahostka. A teraz musze znalezc innego korepetytora - powiedziala powazniejac i robiac krok w tyl. TRoche sie zachwaila bo zahaczyla o wystajaca krawedz fotela

- płacz nie jest żałosny wendy. tylko to moje wyżywanie się na tobie, żaden porządny facet by tego nie zrobił. a ja uważałem się za porządnego. - poważnie zwątpił w siebie, zresztą chyba zawsze miał wysokie wymagania co do swojej osoby. pomyślał, że wcale nie jest porządny, i skoro uwaga - był zdolny żeby kogoś tak zwyzywać, to znaczy że porządny nigdy nie był.

- Nie zaprzecze. - powiedziala szczerze patrzac mu wyzywajaco w oczy - To jak mnie potraktowales nie swiadczy o tobie dobrze. CHociaz cenie twoja szczerosc. To nie jest zle. Szczerosc nie jest zla. Chyba dobrze wiedziales w jaki czuly punkt uderzyc by zabolalo najmocniej - usmiechnela sie. Tyle, że ten smiech byl pelen goryczy

- tak, jasne, mam w zwyczaju doprowadzać piękne kobiety do płaczu. - zgasił zrezygnowany papierosa o parapet i wyrzucił go przez okno. to, że nazwał ją piękną dotarło do niego dopiero po chwili. zbyt późno, by odkręcić te słowa.

Slowo piekne zbilo ja z tropu. Patrzyla na niego wiec z niezrozumieniem
- Piekne? - zapytala i sie rozesmial, bo brzmialo to dosc paradokslanie w zwiazku ze slowani, ktore wypowiadaj jakies 5 min temu