Alkohole Świata 24/7 he he

przyjechali do tego magicznego sklepu, koło saskiego też taki jest. to jakaś sieć, u was też są? no nieważne.
-masz podrobiony dowód - zapytał, bo nie wiedział nawet ile april ma lat, wyglądała na dziesięć, więc prawdę mówiąc nawet jeśliby miała, nikt by jej nie uwierzył, toteż tim zaśmiał się pod nosem, który zsiniał i bolał i podrapał się w tyłek, bo w tylnej kieszeni trzymał portfel. całkiem gruby, fajny i skórzany przy tym - masz jakieś specjalne życzenia?

si si, są nawet dwa gdzieś w mieście i na akademickim :d.
- dziewiętnaście. to znaczy dziewiętnaście za trzy tygodnie. ale mam dowód, pieprzona ameryka - bo u nich od dwudziestu jeden lat. no cóż. pchnęła teraz drzwi i weszła do środka, trzymając wciąż drzwi, żeby nie uderzyć tima - jak ma się twój nos? - nie odpowiedziała na jego drugie pytanie, bo potrafiła sama kupić papierosy.

-miałby się lepiej, gdyby nie zachciało ci się masakrować go drzwiami - odpowiedział, marszcząc brwi. właściwie wyglądał trochę żałośne :c, więc nie był bardzo zdziwiony faktem, że przyciągnął wszystkie możliwe spojrzenia. tym razem chyba raczej nie chodziło o to jak bardzo był przystojny (i skromny). rzucił na ladę paczkę czerwonych marlboro, bo jan je pali, więc chyba chłopcy je lubią. ;c

april wzięła sobie z pięć paczek malborasków złotych, bo ja lubię je na przykład najbardziej i poprosiła dwa razy absoluta, opierajac się o ladę.
- przecież mówiłam, że nie chciałam - uśmiechnęła się i podniosła na palce, by delikatnie musnąć wargami jego nosek.

-nie gap się kurwo - warknął do sprzedawczyni, kiedy już kupił papierosy, żeby w razie czego nie rzuciła nimi w jego piękną buźkę, mówiąc, że teraz co najwyżej może jej possać sutka, a i tak niczego mu nie sprzeda. trochę się zmieszała, bo odeszła na bok, obsługując april. sam tim oparł się tyłkiem o ladę i miętosił w rękach paczkę papierosków.
-no dobra, dobra. jeśli masz mnie w ten sposób przepraszać, muszę zacząć bardziej jęczeć i narzekać - wyszczerzył się szeroko, a sprzedawczyni przewróciła oczami :c.

april roześmiała się perliście i szturchnęła go w brzuch, by teraz stwierdzić na głos, że ona umie też przepraszać w inne sposoby. uniosła nawet teraz prawy kącik w górę i zabrała swoje zakupy.
- więc, wracamy tak? - zapytala, przekrzywiając głowę w prawo, by spojrzeć na niego uważnie.

-chyba tak - przeciągnął się, odsłaniając brzuch, bo koszulka razem z kurtką podjechały mu do góry. aha i bokserki w kratkę też można było oglądać w ramach gratisu - wolę nie wracać po ciszy nocnej, ostatnio podpadłem i jestem na warunkowym - powiedział całkiem z siebie zadowolony. powiedzmy, że był jednym z tych, którzy podpalili stodołę. otworzył drzwi przed april i czekał aż wsiądzie.

april więc wsiadła i poczekała aż tim zrobi to samo. poklepała go teraz po udzie, bo to strasznie fajne w samochodzie:3.
- no w porządku. wy mieszkacie w jakimś osobnym budynku, tak? - szkoda, bo poza timem i karen nie znała nikogo. sory, znała jeszcze jima, a to jej wcale nie pocieszało.

czemu nie xddd a może chciałaby poznać salvatora seksownego nauczyciela, the.
-yhm tak, na przeciwko waszego. chodzi ci jakiś niegrzeczny pomysł po głowie, april? - spojrzał najpierw na jej rękę na jego udzie, potem prosto w jej ładne oczy. wciągnął powietrze ustami, z przyczyn nam znanych już wszem i wobec. włączył silnik i ruszył, może nie tak jak edward z port angeles, ale też fajnie i szybko. fast and furious, tokio drift. KIITAA!!

jeb się z tymi filmami, młody wilku:*
- skądże. wiesz, nie chcę bardziej uszkodzić twojego nosa - jasne, to na pewno był powód, dla którego mogłaby się powstrzymać, żeby nie pójść z nim do łóżka. po prostu chciała mieć dobrą reputację - ale nie wiem, możemy posiedzieć i pograć w karty. myślisz, że to będzie zaliczało się do punktu w regulaminie, że szerzenie hazardu jest kategorycznie zabronione? - u nas taki jest w szkolnym regulaminie,xd. przesunęła palcami nieco wyżej, ale nie tam gdzie myślisz..

a biedny tim aż wstrzymał oddech i kompletnie zapomniał o tym, że prowadzi samochód, patrząc teraz na april i jej malinowe usta. ogarnął się dopiero kiedy prawie wjechał na czołówkę z maluchem wiozącym turystów z polski ;/.
-hm, nie wiem. jakoś nie specjalnie zgłębiałem treść regulaminu szkolnego. to znaczy, przeglądałem go w pierwszej klasie, kiedy chciałem złamać wszystkie punkty, ale to już za mną, więc..

- aha i to ja nie potrafię prowadzić samochodu, twoim zdaniem? - zachichotała i założyła teraz nogę na nogę, bo tak było zdecydowanie wygodniej. ja też najbardziej tak lubię siedzieć - wiesz, ciągle mam wrażenie, że już cię kiedyś widziałam - i pewnie z tego powodu przesunęła rękę jeszcze trochę wyżej, no bo co, ale wciąż jeszcze nie tam, bo nie chciała ich zabić.

i tak byli blisko śmierci, bo z lasu wybiegł thomas w samych majtkach z zakrwawioną siekierą w rękach i zawołał na nich po japońsku, żeby się zatrzymali, a kiedy nie posłuchali, wskoczył na maskę i wszedł do środka przez klimatyzację, a ciąg dalszy nastąpi wkrótce.

-jestem zajebistym kierowcą, po protsu mnie rozpraszasz, kobieto - poskarżył się, bo taka była prawda i teraz można było zaobserwować u niego rozdarcie charakterystyczne dla bohaterów romantycznych. bił się z myślami, nie wiedział czy zjechać na pobocze i pozwolić, żeby april zrobiła mu dobrze i spóźnić się na ciszę nocną, czy poczekać dziesięć minut i zrobić to w pokoju, czy wcale tego nie robić, bo april była taka słodka i krejzolkowa, że nie chciał się spieszyć. wróć. tim nie chciał się spieszyć?

zaśmiała się, po raz kolejny i zabrała rękę, splatając ją teraz z drugą, na swoim kolanie.
- obiecuję, że już nie będę - odpowiedziała i westchnęła głośno, opierając policzek o szybę. gdyby była jakąś tuluzą, czy naomi, czy cokolwiek, to pewnie teraz by się obraziła, ale spoko, ona była może po prostu troszeczkę zmęczona.

give me hope joana. give me fuck, 'fore the morning come. he he grunt to samokrytyka.
okej, koniec reklam.
-nie o to mi chodziło, wariacie - mruknął i odwrócił się do niej na chwilę, żeby pomiziać jej policzek wierzchem dłoni i wjechali przez to do rowu, a potem dachowali przez kolejne czterdzieści odcinków.
albo nie, hihi. taki psikus.

jezu, nie mogę z ciebie dzisiaj.
- nieważne, cokolwiek to miałoby być już więcej nie będę,xd - okej, może rozpraszało to to, że siedziała obok, na przykład, ale nic juz na to nie poradzę, że ona jest niedomyślna - daleko jeszcze?:3

-nie. już jesteśmy - powiedział i pochichrał trochę pod nosem z jej braku orientacji, dopóki go nie rozbolał, potem jęknął i w końcu wysiadł, podciągając spodnie, bo kompletnie zjechały mu z tyłka - mamy dwie minuty na dotarcie do akademiku - mruknął, przeczesując palcami włosy. taki tik chyba. zupełnie jak james potter, może tim jest jego zaginionym synem ze związku z voldemortem, czy coś.

- to idziemy - pokiwała głową i zaczniesz gdzieś. i powiedz na padu gdzie.

Stał sobie w tym miłym sklepie monopolowym, wybierając jakiś trunek, bo postanowił uzupełnić braki w swoim barku!

Przyszła powiedzmy kupić sobie jakieś lekkie piwo, bo ma depresję a nie chce się upić.

Kątem oka dostrzegł emmę, która dajmy na to nie mogla poradzić sobie sama, bo owe piwo ktoś położyl nan jawyższej półce i miala problem, żeby dosięgnąć. Za to ralph, który czasem miał odruchy jak dżentelmen, postanowil jej pomóc - cześć em - uśmiechnął sie szelmowsko, podając jej owe piwo, bo był odpowiednio wyski i w ogóle, no.

- cześć - jej smutną buzię rozjaśnił uśmiech, na tę chwilę, bo dodam, że zupełnie inaczej, lepiej wyglądała kiedy się uśmiechała (jak chyba każdy), a to się jej ostatnio zdarzało rzadko.
- dzięki, nie mogłam dosięgnąć. - wyciągnęła rekę i przejęła butelkę, trochę zaskoczona jej ciężarem.

Zauważył , że coś jest nie tak, ale nie zamierzał o nic wypytywać, nie był żadną psycholożką i nawet nie lubił wysłuchiwać żali innych, co najwyżej mógł ja poczęstowac miłym skrętem. - to glupota kłaść piwo na najwyższą półkę - skwitowal tylko i zapytal, czy idzie juz do kasy, bo on dzierżył w ręku absoluta i nic innego nie miał zamiaru juz kupować.

- tak, już nic nie kupuję - odpowiedziała - szczególnie tak wybitnie dziewczyńskie piwo, które prawie wcale nie ma alkoholu. - obejrzała etykietkę - nie wiem czy to w ogóle ma alkohol, po protu je lubię - wzruszyła ramionami.
a co do skręta, to wcale by takowym nie pogardziła, wtedy zawsze chce się jej chichotać i myśli że gonią ja smerfy na przykład.

Podeszli do długiej kolejki, która niewiadomo kiedy taką długą sie stała, bo przed chwilą gdy ralf spojrzał, było prawie pusto! - nieważne - uśmiechnął sie kącikowo, pocierając dłonią policzek. - szykuje sie samotne popołudnie w towarzystwie alkoholu, czy kupujesz to na zapas? - zapytał, przesuwając się troche do przodu, bo ostali w tejże kolejce, cnie.