Kręte schody

długie marmurowe schody, pełne spisujących notatki studentów.

april siedziała na schodach, miała założoną nogę na nogę i popijała wodę z butelki, takiej dosyć małej, bo zwykle jej wystarczała. przeglądała pocztę, która dziś do niej przyszła i obserwowała przechodzące osoby.

a timothy szedł tędy całkiem wyczilowany, bo zerwał się z przedsiębiorczości, tak więc dopisywał mu humor całkiem.
-april, cześć - nawet ją zauważył i zaczłą rozmowę, więc możemy być z niego dumni - jak tam?

april podniosła teraz wzrok na tima i uśmiechnęła się jednokącikowo, odkładając swoje koperty na bok.
- cześć, tim. w porządku - odpowiedziala, bo chyba nigdy nie była jakoś szczególnie wylewna. włożyła teraz swoją pocztę do torebki i podniosła się, obciągając spódniczkę - a u ciebie?

-no u mnie spoko czilałt - odpowiedział, przeciągając się, bo lubił to robić. schylił się teraz i podniósł jedną z kopert, która jej wypadła, skubana i chciała uciekać, ale nie z timem takie numery - coś ci wypadło, milejdi - odpowiedział i wykonał ten magiczny i mega fajny gest rodem z innej epoki. może tim był wampirem jak edward?

na pewno,xd. april spojrzała na kopertę. to był list od jakiegoś klienta, który latał za nią przez ostatnie cztery lata. wyjęła kartkę z koperty i przeczytała pierwsze trzy zdania, by potem podrzeć to na małe kawałeczki.
- żal mi go. w każdym razie...chyba powinnam wypić kawę, strasznie chce mi się spać - wstała nawet.

-to jakaś sugestia? - zapytał i możesz sobie wybrać czy naprawdę nie ogarnął, że kryje się za tym nieśmiała propozycja, czy tylko się droczył. wsunął ręce do kieszeni spodni i kiwał się w przód i w tył, stając co na piętach to na palcach.

- tak, to byla sugestia, ze jesli nie jestes jakos szczegolnie zajety to mozesz zabrac mnie na kawe - powiedziala zgodnie z prawda i nawet poprawila torbe na ramieniu. przygladala sie chwile timowi, rozkminiajac czy jest na nia zly, czy nie jest.

za co miałby być na nią zły? nawet jeśli był, to już nie był, bo zapomniał jaki był powód jego złości, ale nie był wcale, więc nie wiem po co się nad tym rozwodzę.
-hm, jak sobie życzysz, april. dzisisiaj z kolei jest dzień dobroci dla zwierząt - wychodzi na to, że dla tima każdy dzień był jakiś szczególny. to fajnie. jutro ogłaszam międzynarodowy dzień rosomaka.

- masz na mysli mnie? - uniosla jedna brew do gory, krzyzujac rece pod piersiami. przygladala mu sie uwaznie, z groźna mina w stylu dzióbek z fotki peel. niech lepiej pamieta, ze jej kuzynem jest sebastien, jeden telefon i po timie! - przypominam psa? czy cokolwiek?

pokaż dzióbka!
-nie, psa nie. ale może płaszczkę, czy jakieś inne ciekawe i oryginalne stworzenie, he he - wyszczerzył się i przestąpił z nogi na nogę - nie sądzisz, że jest trochę za późno na kawę? nie lepiej się zjebać i zasnąć w schowku na miotły? może spotkamy harrego pottera, a jak będziemy mieli szczęście to voldemorta i johna lennona!

jak znajde to ci pokaze, w slupsku nie brakuje elo-frajerek, powaznie.
- nie mam ochoty. chce wrocic do domu. nie lubie tego miejsca - stwierdzila, bo w sumie denerwowala ja sama szkola, akademik i wszystko, co znajdywalo sie w waverly. marzyla o tym, by wrocic na manhattan, wypic spokojnie kawe z kolezankami na schodach met i miec swoje dawne zycie. poki co tkwila na jakims zadupiu i miala ochote sie z tego powodu rozplakac.

i pociąć aksamitną wstążką?
-aha, właściwie żaden problem, mała. zamawiasz taksówkę, jedziesz na dworzec i wracasz na manhattan, a my machamy ci z okien na pożegnanie - wzruszył ramionami, bo tim to tim i nie przywiązuje do niczego wagi. do szkoły też nie. właścwie kiedyś tak zrobił z tymże kiedy tylko dotarł do domu nakrył rodziców na ćwiczeniu pozycji z kamasutry na środku dywanu w salonie, więc wrócił do szkoły z własnej nieprzymuszonej woli.

- jasne, powiedz to moim rodzicom - mruknela tylko, bo w tym momencie byla na przyklad obrazona na caly swiat. odchrzaknela nerwowo - dobra idziemy sie zajebac, bo od tego wszystkiego robi mi sie niedobrze - postanowila i spojrzala na niego badawczo, bo moze na przyklad nie mial juz ochoty sie z nia widywac, kto wie!

-a masz czym? - zadał pytanie klucz i uniósł cwanie jedną brew. wyjął nawet ręce z kieszeni i machał nimi teraz w przód i w tył. pewnie ma adhd, bo jest jakiś nadpobudliwy i nie umie ustać w miejscu niczego nie robiąc. psikusek taki z niego chodzący - no dobra, w razie czego służę żołądkową gorzką (nienawidzę. fuj, fuj) sprowadzoną z polski, he he.

zmruzyla nieco oczy, nie pijala takich alkoholi, no bo przepraszam bardzo.
- mam dwa absoluty pod lozkiem i chyba zostalo mi jeszcze troche zielska z nowego jorku, wiec jesli masz ochote, to mozesz ze mna pojsc - a jesli nie to piss off.

-może tym razem chodźmy do mnie, zahaczymy tylko o twój pokój, żeby wziąć prowiant - powiedział, bo wolał tym razem nie ryzykować natknięciem się na karen, kiedy na przykład april uzna, że nie chce dłużej bawić się w joannę d'arc.

zastanowila sie nad tym, bo skad mogla wiedziec, ze tim mieszka z jimem, a ona przeciez nienawidzila jima. pokiwala teraz glowa.
- no w porzadku - powiedziala i zaczniesz u niego juz.

luize siedziała na jednym z marmurowych stopni, paląc czekoladową cygaretkę i rozmyślając co wczoraj robiła. no bo przecież po takiej ilości alkoholu każdy by sie zastanawiał, a w przypadku luzie i jej słabej głowy to juz raczej standard.

szedł po schodach i napotkał na swojej drodze L. - cześć lizaku. - powiedział do niej, usiadł obok i cmoknął ją w polik na powitanie. - jak po piątkowych wyczynach? - zapytał, patrząc na nią xd

- cześć, antek. - mruknęła raczej mało entuzjastycznie, jednakże w duchu cieszyła się że to właśnie antek siedzi obok niej a nie ten nadęty philp z trzeciej klasy, macający ją na każdej przerwie. - właściwie to nic nie pamiętam, miło by było gdyby ktoś postanowił mnie uświadomic co takiego robiłam. - wymruczała, odgarniajac włosy z czoła, pomyslała nawet że skoro nic a nic nie pamięta to równie dobrze mogła pieprzyc sie z byle kim bez gumek i złapac jakąś wstrętną chorobę weneryczną czy też co gorsza zajsc w ciąże.

zaśmiał się. - powiedziałbym ci, jakbym wiedział. ale nie było mnie na tej imprezie. wiesz... tatuś wezwał. - mruknął niezadowolony.

wzruszyła lekko ramionami, drapiąc sie nie zgrabnie po prawym kąciku ust. - właściwie na tej imprezie w wavelry inn mnie tez nie było, - ziewnęła kulturalnie zasłaniając przy tym usta dłonią jednocześnie zakładając nogę na nogę. - a ty co robiłeś, rycerzu?

westchnął i podrapał się po głowie tak, że mu się fryzura popsuła. a to peszek. - aaaa. sprawy rodzinne. gadaliśmy na temat przejęcia przeze mnie firmy, bo on już jest na wyczerpaniu. - powiedział jednym tchem. przerażała go myśl, że jego ojciec za niedługo umrze... tak jak jego matka.

ojej, i wtedy antek byl by małą sierotką pewnie przecpana matka luzie bardzo chętnie by go adoptowała, jej matka wszystko robi chętnie na chaju. - to całkiem, fajny rodzinny piątek. - wymruczała uśmiechając się kącikowo, pomyslała nawet że antek musi miec bardzo miłego ojca.