Murek

klodi siedziała przed akademikiem, na murku, ze swoimi sześcioma walizkami i paliła papierosa, bo potrzebowała tego po prawie dziesięciogodzinnym locie i podróży pociągiem.

Palił sobie pink elephanta, bo był pewien swojej męskości, zresztą pod czarną wełnianą kurtką miał też różowe polo. i dojrzał klodi, bo zakładam że się znają, pozdro. i zastanawiał się nad dwoma rzeczami:
a) co do cholery ona robi w waverly w środku zimy
b) po cholere jej te walizki.

ona tu nikogo nie zna, bo dopiero przyjechała!!!! czekała na kogoś, kto ją wreszcie zaprowadzi tam, gdzie powinna pójść. póki co jednak, dostrzegła tylko waltera, więc zgasiła papierosa o murek i poprawiwszy skórzaną kurtkę, ruszyła w jego stronę.
- cześć - powiedziała, uśmiechając się delikatnie. i chyba, z przyzwyczajenia powiedziała po francusku - gdzie jest akademik dla dziewczyn?

hm hm, okej! ;dzdziwił sie nie co, ale francuski znał, i to całkiem nieźle bo prawda rodzice to światowi ludzie.
skonstatował że jest ładna, więc zaciągnał się papierosem i odpowiedział, rónież w tym cholernie trudnym języku.
- jak chcesz, to mogę ci pokazac. zaniosę ci nawet walizki! - i uśmiechnął się zniewalająco, bo wiadomo, to walter.

claudie uśmiechnęła się szerzej, to znaczy umiała mówić po angielsku i to bardzo dobrze, ale to takie przyzwyczajenie.
- świetnie - uśmiechnęła się i przygryzła dolną wargę. wyciągnęła papierosa z jego ust i sama się zaciągnęła, by teraz oddać i odwrócić się do walizek - jak masz na imię? - zainteresowała się, obracając jeszcze głowę w stronę waltera.

- walter. walt, tylko nie disney! - był strasznie drażliwy jeśli chodzi o to głupie przezwisko jakim obdarzyła go jego przyjaciółka, Karen.
- jesteś ładna, pasujesz do waverly - dodał po chwili, nie wiem czy chciał być miły czy się jej podlizać, niech rozumie to jak chce.

claudie roześmiała się tylko perliście i odgarnęła kilka jasnych kosmyków, które zdecydowanie zasłaniały jej widoczność.
- więc, chodźmy walter - i zacznę w akademiku tam.

leżała na murku i oglądała gwiazdy, bo ktoś jej naopowiadał bajek, że dziś będzie można zobaczyć osła na niebie, tak jak w szreku. ; o biedna więc dopatrywała się go.

Przechodził akurat tędy z rękoma w kieszeniach swoich szczesliwych jeansow gdy zobaczyl kogos lezacego na murku. Przestraszyl sie, ze moga to byc zwloki jakies zgwalconej niewiasty. Wiec grzecznie postkal ja po ramieniu
- Nic Ci nie jest?

gwałtownie uniosła się do góry. - a dlaczego ma mi coś być? - zapytała. - aż tak źle wyglądam? - nie poprawiła popołudniu makijażu to pewnie przez to. xd ojej. spoglądała na chłopaka zaciekawiona i nawet o osiołku zapomniała.

Przyjrzał się jej uważniej pochylając głowę ku jej twarzy.
- Masz trochę podkrążone oczy - powiedział tonem głosu specjalisty drapiąc się po ogolonym podbródku - I jestes strasznie blada - dodal siadajac obok na murku. Wyciagnal paczke jakis tanich papierosow. Ale w paczce nie bylo papierosow tylko skrety. - CHcesz? Dobre na krazenie - usmiechnal sie szeroko

- bardzo dziękuje za jakże oryginalne i cudowne komplementy! - powiedziała ironicznym tonem, a na jej twarzy pojawił się uśmieszek. przyjrzała się dokładnie zawartości paczuszki. - hm, z chęcią. - powiedziała, wzięła sobie jednego i włożyła go w usta, biedna nie miała zapalniczki i czekała, aż chłopak jej użyczy.

Więc jak przystalo na dżentelmena wyciagnal z tylnej kieszeni jeansow swoja zapalniczke z pałer rendżers i podpalil jej skreta, a potem sobie.
- Piękny wieczór - powiedział rownoczesnie wydychajac dym z pluc - Cóż taka piekna dziewczyna robi sama w takim miejscu? Wiesz, że tu jest niebezpiecznie? - uniosl brew usmiechajac sie kacikowo - Tylu tu zboczencow... - westchnal. Nie zeby sam nim byl. Chyba

zaciągnęła się mocno, brakowało jej tego bo tak dawno jarała skręty, cóż jej postanowienie co do nie palenia szlag trafił, wielka szkoda. spoglądała przez kilka sekund w niebo, następnie znów spojrzała na chłopaka. - a co takiego robi tu taki chłopak jak ty, może akurat jest tym zboczeńcem? - uniosła brew w geście zaciekawienia.

- A jeśli jestem nim? Uciekniesz? Czy możed lubisz dreszczyk emocji? - zapytal przysuwajac swoj chudy tylek blizej niej i posmyral ja palcami po plecach. Ale nie mogl wyszukac zapinki stanika. Zdziwil sie a moze i nawet podniecil

- myślę, że ucieczka będzie niepotrzebna, zaliczyłam kurs samoobrony. - to mogło zabrzmieć nieco jak groźba. ; o cóż. przeszedł ją dreszcz gdy chłopak szukał czegoś usilnie na jej plecach. - zapomnij, nie założyłam dziś stanika. - powiedziała normalnym tonem, zupełnie jakby się przedstawiała.

- To nawet dobrze się składa. - 'łatwiejszy dostep' dodal juz nie na glos. Wbil w nia swoje brazowe oczy [nie doslownie] i oczekiwal az sie mu przedstawil. Lubil wiedziec z kim ma do czynienia

- dobrze się składa? - powiedziała z rozbawieniem. oczekiwał? po effie nie można niczego oczekiwać. również wbiła swoje brązowe oczy w niego! i tak się gapili na siebie natarczywie. - więc jak się nazywasz? - zapytała w końcu.

- Benny. Po prostu benny. A Ty... kobieto? - nie widzial potrzeby podania swojego nazwiska, bo nawet nie pamietam jakie ono bylo. Zaciagnal sie skretem ciagle sie na nia patrzac co bylo trudne, bo nie chcial jej zadymic twarzy

- effie, jestem effie. - powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy, jeeej, ona cały czas była zadowolona, a może to były już skutki skręta, kto wie. - więc jesteś gwałcicielem, który znęca się nad takimi niewinnymi istotami jak ja? - zapytała.

- Nie. Nie znęcam się. Daję im mnóstwo rozkoszy. - szepnął jej na ucho nawijajac na swoj palec kosmyk jej wlosow. Mialy ladny kolor. I ladnie pachnialy. Powiem nawet, ze effie mu sie podobala jako caloksztalt

- wiesz, nie wierzę ci tak na słowo, że dajesz każdej dziewczynie mnóstwo rozkoszy. - powiedziała z nieco głupkowatym uśmiechem, a potem kątem oka próbowała dostrzec co benny robi z jej włosami.

- Mam Ci pokazać? - zapytał przesuwając dłonie po jej kolanie i udzie, a nosem muskał jej szyje zaraz po tym jak odgarnal jej wlosy do tylu. Chyba nie mial dzisiaj ochoty na seks. Moze mial jakis problem? Może powinien zainwestowac w vaigre?

ona też o dziwo nie miała ochoty na seks. chyba ktoś ją wczoraj porządnie wymęczył. - myślę, że jak na razie obejdzie się. - zatrzymała gwałtownie jego rękę na udzie. uniosła głowę ponownie aby podziwiać niebo, by potem wzrok przenieś na chłopaka, zbliżyła się nieco, aby zacząć smyrać go nosem po policzku.

- Nic dzisiaj z tego nie bedzie - wstal i rzucil niedopalek na chodnik po czym zgniotl go butem - Nie gwałcę dziewczyn, które nie wiedza czego chca - pokrecil glowa z dezaprobata po czym usmiechnal sie do niej zlosliwie i odszedl, bo i ja ide