Stajnie

konie, siano, konie, siano, seks

bo jeszcze tu nikt nie grał

Siedziała na spróchniałej belce w pustym boksie i palila djarumy. Wlosy miala milo potargane, a ubrana byla w stroj jezdziecki. Jej Piorun stal juz zacumowany w boksie obok

to se wymyśliła, nie ma co xd

Przyszedł wyczesać swoją klacz, nie wiem jak miała na imię, zaraz pewnie wymyślę. nie zwracając na nią uwagi przeszedł obok, prosto do swojego konia i przywitał się z nią czule. znaczy z konicą xd
- cześć mała - przytulił się do jej pyska i głaskał ją po grzywie. lubił ją, jak widać.

Dostrzegla oczywiscie edwarda i jego klacz, ktora nawet nie umywala sie do pioruna. Zdziwila sie ta czulascia edka, ktorej nigdy wczesniej nie widziala. TO bylo bardzo seksowne. Ale zignorowala jego obecnosc i zaciagnela sie papierosem ile sil w plucach

bo widzisz, edward ja lubił nie za szybkość ani dobrą sierść, tylko taką jaka była. usłyszał świst wciąganego powietrza, ale niespecjalnie zwrócił na niego uwagę. poklepał konia po grzbiecie i dalej do niej mówił, tak już miał.
- dawno mnie tu nie było, dobrze ci tu? musimy jutro pojeździć. - nie był w stanie tego wytłumaczyć, ale kiedy patrzył w jej oczy, widział, ze go rozumie. wyjął szczotkę czy coś i zaczął szczotkować jej grzbiet.

Nigdy nie potrafiła zrozumieć po co ludzie gadaja do koni. Bylo to dla niej tak dziwne jak niezrozumiala byla dla niej algebra lub istnienie zycia pozaziemskiego. Zahihotała tylko i zeskoczyla z belki podchodzac do jego klaczy. Ogladala ja z kazdej strony bo moze chciala odnalezc jakis ukryte łoki toki

oczywiście poczuł się jak kretyn, szczególnie po wczorajszym emocjonującym spotkaniu.
- cześć - powiedział nawet jej dobrze nie widząc, i nie przerywając pracy - regularne ruchy go uspokajały, tak samo jak dotyk gładkiej sierści Shelley.

- Hej.. -kiwnęła głową i znowc nabral dymu w pluca po czym powoli rownomiernie sie go pozbyla. Przez chwile wpatrywal sie zmurzonymi oczyma w szaroniebieską smużkę dymu - Zostawiles wczoraj swoje ksiazki. Są u mnie jakbyś ich przypadkiem szukal - powiedzial eznamietnym tonem glosu. I wcale nie miala zamiaru tlumczyc mu sie dlaczego sie nimi zaopiekowala

a on nie miał zamiaru pytać.
- dziękuję, że ich tam nie zostawiłaś. woźny Mark ma swoją własna bibliotekę. - odłożył szczotkę i przyglądał się rzęsom swojej klaczy. przypomniał sobie ekranizacje Jane Eyre by bbc gdzie ludzie w fajnych kostiumach jeździli na randki na koniach i udawali że się ścigają, ale to oczywiście kobieta zawsze wygrywała. zaśmiał się sam do siebie, Waverly miało odpowiednie tereny, tylko nie miał kobiety do pościgania.
- wiesz, że tu jest siano? - powiedział patrząc na jej papierosa, nie zapominając, ze wczoraj go zwyzywała za palenie

- No i? Nie widzialam jeszcze stajni bez siana - wzruszyla ramionami kompletnie nie wiedzac o co mu chodzi. Paliła zawsze i wszędzie kiedy tylko miala ochote juz od 15 roku zycia. Aczkolwiek tylko raz spalila w ten sposob stajnie i innej szkole z internatem, z ktorej ja potem wyrzucili. Uwazala, ze wydalenie to byla zbyt surowa kara

- spalisz mi konia, i sobie też. - powiedział spokojnie. zastanawiał się, czy nie osiodłać Shelley i nie pojeździć. Czasami potrzebował się wyciszyć, raczej często, powiedziałabym.
- twój pewnie kosztował dużo więcej, ale widzisz, nie chciałbym jej stracić. - znowu się przytulił do jej łba, stwierdził że jeb*ć, przeciez ona i tak go nie lubi i uwaza że jest frajerem.

Spojrzała na niego z takim hm albo wspolczuciem albo troska.
- Nie znalam Cie od tej strony Edwardzie - cmoknela w powietrzu - Ostatnio poznalam cie jako kiepskiego gentelmana, ktory nie szanuje uczuc kobiet - usmiechnela sie kacikowo aczkolwiek zgryzliwie. Poglaskala klacz po grzywie. Rzeczywiscie mozna sie bylo w niej zakochac. Mozna by bylo gyby sie nie bylo wendy

- czasami tracę kontrolę. rzadko, ale mi się zdarza. i tak jak nikt tego nie lubię - wzruszył ramionami - moge cie tylko raz jeszcze przeprosić. to nie moja sprawa jak ci idzie w szkole ani z kim sypiasz - tak samo jak nie jest twoją sprawą jak mało lasek przeleciałem od początku nauki tutaj - dodał w myślach, i chyba lepiej, że tylko w myślach.

Pokiwała głową i usiadła na sianie mająć cichą nadzieję, że nic nie wessie się w jej chudy tylek. Zgasila papierosa o obcas butów i odchylia glowe do tylu wdychajac zapach koni. Dla niej konie pachniały, a nie smierdzialy jak dla wiekszosci ludzi.
- Od dawna jest Twoja?

hej, ukradłaś mi pomysł o zapachu! xd
- dosyć długo. już ze trzy lata, byłem przy jej mamie kiedy się rodziła. pochodzi ze stajni wujka - i tajemnica ceny się wyjaśniła - kosztowała jednego dolara - jego wujek był raczej przesądny i wierzył że to sprawi że będzie jakaś szczęśliwa ta klacz czy coś. i nic dziwnego ze tak ją kochał, skoro cud jej narodzin zdarzył się tuż obok niego. nie był głupim facetem, w sumie te wszystkie złe cechy wyzwalała w nim wendy, niestety ;d

pf
Spojrzala na swojego pioruna, ktory rzeczywiscie kosztowal majatke ale nie zywila do niego goracych uczuc. Byl zwyklym srodkiem transportu, ktory dostala w prezencie na swoje 16 urodziny od dziadka.
- Ale w sumie to obleśne. Być przy narodzinach konia. - wzdrygnela sie na sama mysl. Nie widziala w tym zadnego cudu

- nieprawda. też tak myślałem. ale to nie prawda - wzruszył ramionami - to tak, jakbyś widziała jak rodzi się nowe słońce, nowy dzień. miała przed sobą tylko możliwości, tyle nieodkrytych dróg. ajj, pieprzę - potrząsnął głową i usiadł na jakiejś belce czy coś tam było, nie wiem.

Uśmiechnela sie wesolo i wstala z miejsca by usiasc obok niego. Siedzieli teraz tak blisko siebie, ze dotykali sie ramionami.
- Pieprzysz - potwierdzila z radosnymi chochlikami w oczach - Ja nie widzę w tym nic pieknego. Byc moze dlatego, ze nigdy nie mialam okazji byc swiadkiem jak to powiedziales cudu. Mam wiecej wspolnego z zatloczonymi nocnymi klubami i nowojorskimi taksowkami niz ze stajniami ogolnie nautura

- miałem taki etap - potarł dłonią policzek - jeszcze w Londynie.
po tej wczorajszej kłótni czuł się w jej towarzystwie nieco swobodniej, mimo że ciągle badał grunt, żeby przypadkiem nie powiedzieć czegoś nie tak. czuł się zobowiązany żeby już nie zrobić jej przykrości, chyba wyczerpał limit.

- Nie wiedzialam, ze jeste z Londynu - przyznala sie szczerze. Jakos w ogole wczesniej nie interesowala sie jego osoba. - Znasz rodzine krolweska? - zapytala wpatrujac sie w niego z zaciekawieniem i szeroko otwartymi oczyma

zaśmiał się wdzięcznie.
- mój ojciec chyba miał takie ambicje, ale nie, grałem tylko w golfa na jednym polu golfowym z Harrym. To się liczy? - rozbawiła go, serio. a ja przez chwilę chciałam napisać, ze zna xd

xd - Harry jest przystojny ale to sie nie liczy - zasmiala sie. Dla niej mieszkac w Londynie i nie znac rodziny krolwewskiej to hanba - Wydawalo mi sie, ze londynczycy sa bardziej zarozumiali - dodla maja na mysli oczywiscie jego

- miał ochotę zapytać, czy ona zna obamę, w końcu mieszka w stanach
- ode mnie? nie wiem, nie jestem obiektywny w tym zakresie. tęknie za nimi, w każdym razie - bo prawda taką jest, że nienawidzi waverly.

a wlasnie, ze zna! xp
- A aj tesknie za Nowym Yorkiem. I wiesz co? Chyba tam wroce. Mimo tego, ze czeka mnie w moim domu trojka murzynskic dzieci ojczyma. - oparla glowe na jego ramieniu. Nie bylo sensu zostawac dluzej w waverly skoro czula sie tu z dnia na dzien coraz gorzej. Coraz czesniej wytykano ja palcami mimo, ze nic zlego nie zrobila

- ja nie mogę wrócić do domu. ojciec to szuja, a mama dopiero co ułozyła sobie życie. i nie chcę jej tego psuć. - ugryzł się w język dopiero kiedy to powiedział. kim dla niego była, że zamęczał ją swoimi dylematami? w jego życiu spierały się dwie zupełnie odmiennie rzeczy - to jak był nieszczęśliwy z powodu pobytu tutaj, i to szczęście przepełniające go kiedy słuchał zadowolonej mamy. kochał mamę wręcz nad życie, oj.