Lasek

Siedziałą coś i gryzmoliła w swoim ulubionym różowym notesie. i miała taki fajny termiczny kubek w którym skrywała pyszne kakao.

ja wiem czy takie dobre? mama brooklyna napewno robi tysiąc tysięcy razy lepsze, pomijam fakt że ów mistrz siedział obok niej, nazekając na rozlany sos od kebaba.

- pożyczyć ci chusteczkę? - zapytała, bo w gruncie rzeczy to była miła. a co do kakao, to jak na warunki akademika to na pewno było ponadprzeciętne. zamknęła notes i zaczęła grzebac w torbie nie czekając na odpowiedź.

- chusteczna nie zabije kropnego zapachu sosou czosnkowego, - wymamrotał, lekko zawiedziony, - nawet hugo boss tu nic nie pomoże!

- musisz się przebrać - wzruszyła ramionami. - przynajmniej wytrzesz spodnie - podała mu truskawkowe velvet, nie pytaj skąd miała. a potem, żeby go pocieszyć dodała - nie pachniesz wcale tak źle. czuję te perfumy, swoją drogą bardzo ładne.

- nie ważne co ty czujesz, wazne że ja czuje ten sos! - wymruczał, każdy powszechnie wie że brooklyn jest przewrażliwiony na swoim punkcie, ale gejem nie jest.

- dobra, wszystko mi jedno! - warknęła niezadowolona. cóż, też jest egocentryczką, chyba tylko niewiele mniejszą. - rzeczywiście nieźle śmierdzisz. - odsunęła się na drugi koniec ławki i wróciła do gryzmolenia. prychnęła przy okazji i przewróciła oczami.

- nie udawaj takiej obrażonej, bo nigdy wiecej nie pomoge ci w matematyce, - mruknął wyciągając z kieszonki paczę żółtych cameli, i podsuwając jej ową pod nos.

- no dobra. - powiedziała i wzięła sobie jednego. - masz ogień? - podrapała się pod okiem swoim idealnie pomalowanym paznokciem dosyć zadowolona z obrotu sprawy. miała w torebce wszystko, ale papierosów i zapalniczki nie. co za pech.

wyjąc z kieszeni spodni małą zapalniczkę zipp z podoblizną travisa, ukradzioną sesil - nawet podpalił emmie papierosa. - ty nie pachniesz kebabem, mała.

- wiem. euphoria - powiadomiła go dumna z siebie, bo przypomniała sobie, że sama, własnoręcznie odwołała swoją kandydaturę do promocji tego zapachu.
i znowu przysuneła się bliżej uprzednio wsunąwszy swój notes do torebki miu miu.

- co tam notujesz? imiona wszystkich kolesi którzy cie przelecieli? - rozesmiał sie próbując wyrwac jej notesik.

- sądzisz że to śmieszne? - spojrzała na niego spode łba. w sumie to w tym notesie nie było prawie nic, bo to, co chciałaby nazwać wierszami było tylko kilkoma metaforami na krzyż. - gdybyś ty miał zapisać wszystkie laski które przeleciałeś wystarczyłaby ci jedna tysiącstopięćdziesiąta strony!
nie lubiła żartów ze swojej rozwiązłości, nawet jesli takowa była faktem.

- i tu sie mylisz, zresztą co ja ci będę mówił jak ty jeszcze pewnie dziewicą jesteś! - mruknął gasząc papierosa o kant ławki.

- jasne - zachichotała cicho. - chcesz? zobacz - rzuciła mu na kolana ten różowy notes. potem podciągnęła nogi i usiadła po turecku na ławce, bo tak było jej wygodniej, poza tym to fajnie wygląda.

dobra, brzydko mówiąc spierdoliła bo muszę kończyć ;d

Kurt jak na outsidera przystało siedział sam w lasku czytając komiks np. spiderman'a [<3]. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że lubi komiksy dlatego przychodził tu średnio 3 razy w tygodniu. Poza tym chciał mieć odrobinę czasu tylko dla siebie.

Przecisnęła się właśnie przez gąszcz jakiś krzaków i jakąś ksiązką pod pachą i butelką koli lajt w dłoni. Potrzebowałą chwili samotności. Ale jakiez ją potkało rozczarowanie gdy spotkala Kurta. W jej lasku!

Westchnął, on również się wkurzył. Ta szkoła doprowadzała go czasami do szaleństwa i nie mógł nawet znaleźć chwili samotności.
- cześć. - przywitał się bo był bardzo kulturalny i nie potrafił być nie miły.

- Co Ty tutaj robisz? - mruknela siadajac na polance. Nawet sie nie przywitala. Nie musiala byc kulturalna. Skrzyzowala nogi w kostkach i rozlozyla ksiazke na kolanach.

- Siedzę, zawsze tu przychodzę w piątek. Co ty tu robisz? - odpowiedział i zapytał równocześnie już mniej kulturalnie i sympatycznie. Dyskretnie wrzucił komiks w krzaki, żeby w. go nie zobaczyła.

Drogocenny numer spidermana! Zauwazyla go, ale bala sie przyznac, ze sama dobrze zna sie na komiksach.
- Przychodze tu zawsze w czwartki. Ale wczoraj nie mialam czasu. - odparla odkrecajac butelke koli - Chesz? - zapytala juz z sympatycznym usmiechem

- Nie dzięki, wolę pepsi. - odpowiedział głupio i po chwili chciał odwołać swoją odpowiedź, ale wtedy wyszedłby na niezdecydowanego idiotę.
- Co czytasz? - spytał patrząc na książkę w. Przykro mu było z powodu leżącego w krzakach komiksu. Chciał jak najszybciej wydobyć go z zarośli.

- Ojca chrzestnego. - powiedziala spogladajac na nowa, blyszczaca sie w sloncu okladke - Probuje zrozumiec co was facetow tak w nim fascynuje - napila sie koli i zakrecila butelke z powrotem. Trcoche zirytowalo ja to, ze pogardzil jej kola. A kola czy pepsi to praktycznie to samo. Spojrzala na niego spod oka zastanawiajac sie czy odejdze stad bez komiksu, Wtedy mogla by go sobie przywlaszczyc